Najnowsza książka

Z wiosłem i wiatrem.
Kajakiem po wodach północy.

Kup książkę

ZB-Szwoch.pl - Mój pamiętnik z wypraw

Witam w moim miejscu na świecie! Znajdziesz tu kilka spostrzeżeń, wspominek z wypraw i generalnie – mój punkt widzenia na podróże. Skoro już tu jesteś, to może akurat znajdziesz inspirację na swą własną :)

Geirangerfjord wiosną i zimą

Nie ma w Norwegii, a może i na świecie bardziej znanego fiordu. Czy ten jest akurat najpiękniejszy? To już kwestia sporna, wedle upodobań. Tak czy owak, majestatyczny Geirangerfjord stał się żelaznym punktem wycieczek po Norwegii. Nad fiord w sezonie docierają tysiące turystów wielkimi oceanicznymi wycieczkowcami, a także zwykłymi promami. By jednak uniknąć tłumów, najlepiej odkryć fiord na własną rękę, poza sezonem i z własnym statkiem 🙂

W połowie maja 2018 lecimy do Alesund, skąd bierzemy auto i po małych zakupach kierujemy się do Hellesylt. Po drodze jedna przeprawa promowa. Rozbijamy namiot na tamtejszym kempingu, oprócz nas, nie ma nikogo. Słońce zachodzi dopiero przed północą, noc rześka, nieznacznie powyżej zera. Wieczór, poza ucztą z grilla, umila nam wysokoprocentowy trunek 🙂

Nazajutrz rano, na brzegu zostawiamy auto i wodujemy kajak wraz z ekwipunkiem. Pogoda fantastyczna. Mija około 1,5 godziny, nim wpływamy do fiordu.

Geirangerfjord otoczony jest przez jedne z najbardziej stromych gór na całym zachodnim wybrzeżu. Wrzyna się w nie wąskim klinem wygiętym w kształt litery “S”, a z jego stromych zboczy spływają warkocze wodospadów. Najbardziej znane z nich to De Syv Søstre (Siedem Sióstr), a także Frairen (Zalotnik) i Brudesløret (Ślubny Welon). Ich potężne kaskady spadają z wysokości 300 metrów wprost do fiordu, rozpryskując wodny pył. – źródło: norwegofil.pl

W najgłębszych miejscach fiord ma 600-700 metrów. Dzięki temu mogą tu wpływać nawet jednostki o dużym zanurzeniu, w tym Hurtigruten. W samym Geiranger nie ma jednak typowego portu, więc statki stoją na kotwicy, a turyści zwożeni są na ląd pontonami.

Wiosłuje się przyjemnie, mija cały dzień nim docieramy do liczącego zaledwie 300 stałych mieszkańców Geiranger. Wcześniej naszym oczom ukazuje się słynna Droga Orłów wraz ze swoimi 11 serpentynami. Rozbijamy namiot na miejscowym kempingu. W połowie maja, turystów znikoma ilość. Wieczorem jeszcze obowiązkowy spacer na jeden z punktów widokowych.

By spokojnie wrócić i zdążyć na samolot powrotny do Gdańska, korzystamy z promu. Wraca on do Hellesylt w godzinę. Raz jeszcze możemy podziwiać wodospad 7 sióstr. Ilość owych sióstr zależy od pór roku, odwilży i ilości wody spadającej w dół.

Naszą uwagę przykuwają także farmy.

Aż trudno to sobie wyobrazić, ale wzdłuż stromych brzegów fiordu jeszcze przed wojną mieszkali ludzie na odizolowanych od świata farmach. Historie opowiadają o dzieciach przywiązywanych do palików, aby podczas zabawy nie spadły z urwiska oraz o farmerach blokujących głazami ścieżki by uniemożliwić przejście poborcom podatkowym. Ostatni mieszkańcy wyprowadzili się stąd dopiero w 1961 r.

Dziś opuszczone farmy są pieczołowicie konserowane przez lokalne towarzystwo przyjaciół fiordu. Do najbardziej znanych farm należą Skageflå, Knivsflå i Blomberg. Do farmy Skageflå można dotrzeć ścieżką z Geiranger, do pozostałych niezbędna jest łódź. Dzięki pieczołowicie chronionej przyrodzie fiord Geiranger wraz z Nærøyfjordem znalazł się na liście światowego dziedzictwa UNESCO.

Źródło: norwegofil.pl

…i zimą.

Na Geirangerfjord decydujemy się powrócić w Sylwestra. W tak zwanym międzyczasie oglądamy film Bolgen (po norwesku – Fala), który zwiastuje zagładę fiordu i miasteczka Geiranger poprzez odłamanie się ogromnego fragmentu skały, który wywołuje tsunami. Film mogę jak najbardziej polecić, choć niezmiennie moja uwaga skupiała się głównie na okolicznościach przyrody. Tak czy owak, fiord jest pod stałą opieką geologów i sejsmologów, ponieważ zagrożona oberwaniem jest pobliska góra Åkerneset.

Fiord rzecz jasna w zimie nie zamarza przy takiej głębokości. Ponownie wodujemy więc kajak w Hellesylt i w drogę. Czasu nie mamy jednak zbyt wiele, dzień (30.grudnia) jest jednym z najkrótszych w roku.

Nie ma zbyt wielu płaskich miejsc pośród pionowych ścian fiordu. Zostały one głównie uformowane podczas ostatniego zlodowacenia.

Dopływamy do jednego z nielicznych zabudowań. Rozstawiamy namiot i debatujemy  W nocy niezmiennie słychać trzask lodu spadającego ze szczytów.

Z uwagi na pogodę nie płyniemy dalej. Sylwestra świętujemy właśnie tutaj. Dziwnym trafem nie ma nikogo oprócz nas  Zmęczeni zasypiamy jeszcze przed północą.

Jego wysokość Geiranger nie chce nas 1.stycznia wypuścić i w dość ciężkich warunkach wracamy do Hellesylt. Przemoczeni, przemarznięci, ale i szczęśliwi. To było z pewnością ożywcze i diametralnie inne wejście w Nowy Rok niż zazwyczaj 🙂

* * *

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.