Najnowsza książka

Z wiosłem i wiatrem.
Kajakiem po wodach północy.

Kup książkę

ZB-Szwoch.pl - Mój pamiętnik z wypraw

Witam w moim miejscu na świecie! Znajdziesz tu kilka spostrzeżeń, wspominek z wypraw i generalnie – mój punkt widzenia na podróże. Skoro już tu jesteś, to może akurat znajdziesz inspirację na swą własną :)

Svalbard

Sierpień 2013. Samotny spontan. Korzystając z przystępnych cen linii Norwegian, udałem się na największą wyspę archipelagu Svalbard – Spitsbergen, a konkretnie do jego stolicy – Longyerbyen (78 N).Zważywszy, iż od 66-stego równoleżnika mam już koło podbiegunowe, dużo bardziej na północ się nie da, a już na pewno nie dla zwykłego turysty.

Mój plan to Gdańsk – Oslo Gardemoen – Longyerbyen – Oslo Gardemoen – Warszawa – Gdańsk
Całość liniami Norwegian oraz polski bus ze stolicy do Gdańska wyniosła mnie nieco ponad 1100zł.

Dzień 1.

Lecąc już ostatnie pół godziny nad samym archipelagiem przy pięknej pogodzie, czułem jak się jak w innym, surowym, ale jakże przepięknym świecie. Sama stolica – Longyerbyen przywitała mnie słońcem i 8.stopniami w drugiej połowie sierpnia.

Nie miałem stricte zaplanowanej podróży, tak naprawdę wyprawa wyszła dość spontanicznie z uwagi na lukę w pracy, loty zaklepałem tydzień przed docelowym wylotem, do plecaka namiot i śpiwór oraz trochę jedzenia z Polski na 5 dni.

Wiedziałem, że samemu nie można wypuszczać się poza miasto bez broni. Do 2500 mieszkańców Svalbardu, trzeba dodać 3000 niedźwiedzi polarnych, będących pod ścisłą ochroną. Istnieje możliwość wypożyczenia strzelby, po uprzednim okazaniu zaświadczenia o niekaralności, ale będąc pierwszy raz na Svalbardzie – odpuściłem. Sam pobyt tam, acz raczej turystyczny, był niewiarygodnym przeżyciem.

Po wyjściu z lotniska udałem się do miasta przejrzeć ofertę i ramowo zorganizować sobie najbliższe dni. Łapiąc stopa podpytałem też paru miejscowych ,co naprawdę polecają. Wybór, jeśli chodzi o drugi dzień to rejs do Piramidy, opuszczonej rosyjskiej osady.

Camping Longyerbyen (100NOK za noc w 2013, prysznic 10 NOK/5 min), leży tuż obok lotniska i jest to zdecydowania najtańsza opcja dla wszystkich podróżujących. Nastawić się jednak trzeba na temperatury poniżej zera w nocy, bez względu na porę roku.

Latem w Longyerbyen słońce nie zachodzi, z poznaną ekipą z Polski błogo rozkoszowaliśmy się wieczorem nad fiordem. Zaintrygowała mnie tablica dotycząca plaży naturystów im. Bogusława Dydek. Jako, iż na co dzień (a właściwie od listopada do marca) uskuteczniam w Gdańsku morsowanie, nie sposób było nie skorzystać z okazji. W nagrodę dla każdego biorącego udział w przedsięwzięciu (otóż tak, trzeba było wejść nago do zimnej wody) – pamiątkowy dyplom Arctic Naked Bath Club 🙂

Dzień 2.

Rejs do Piramidy przez Ijsfjorden trwa około 2-3 godzin w jedną stronę. Przed samym przypłynięciem do “miasta”, około godzinny postój na posiłek przy lodowcu, tego dnia serwowano do wyboru: wieloryba oraz łososia z grilla, do tego ryż oraz sałatkę. Dokładek kto ile tylko chciał. Całość kosztowała 1200 NOK, dość drogo, ale któż wiedział czy kiedykolwiek dane mi będzie jeszcze powrócić w te północne rubieże.

Nad wycieczką przez cały dzień czuwał świetny przewodnik, który po angielsku opowiadał o poszczególnych atrakcjach i ciekawostkach. W samej Piramidzie, „przejął” nas Rosjanin.

Opuszczone miasto, wraz z górującym nad Billefjorden popiersiem Lenina robi spore wrażenie. Miałem okazję zwiedzić większość opuszczonych budynków, część z przewodnikiem, ale zdecydowaną większość na własną rękę. W samej Piramidzie spędziliśmy niespełna 2 godziny.

Pyramiden (ros. Пирамида, „Piramida”) – radziecka (później rosyjska) opuszczona osada górnicza na archipelagu Svalbard, na wyspie Spitsbergen. W pobliżu w latach 1911-1998 wydobywano węgiel kamienny. W 1998 roku osada została ewakuowana i opuszczona.

Pyramiden leży nad fiordem Billefjord, będącym odnogą Isfjorden, wcinającego się w centralną część Spitsbergenu; przez to osada leży praktycznie w centrum wyspy. Nazwa pochodzi od góry w kształcie piramidy przyległej do miejscowości. Osada leży w odległości 120 km na północny wschód od Barentsburga; stolica Svalbardu, Longyearbyen, znajduje się w odległości ok. 60 km w kierunku południowo-zachodnim od Pyramiden. Połączenie ze światem jest możliwe drogą morską (latem) lub skuterem.

Pyramiden jest dostępne dla turystów; w celu rozwinięcia turystyki firma Arktikugol przeprowadziła naprawy systemu ogrzewania i dostarczania wody, umożliwiono też zakwaterowanie. Dostępność osady przyczyniła się jednak do tego, że część przedmiotów pozostawionych przez mieszkańców została zniszczona lub rozkradziona. W miejscowości pojawiła się fauna spitsbergeńska, w tym gniazdujące mewy, a na ulicach można czasem spotkać niedźwiedzie polarne, niebezpieczne dla turystów. W glebie na centralnym placu wciąż żyją ukraińskie roztocze.

Pogoda tego dnia sprzyjała, oczywiście nie było ciepło, ale słonecznie przez większość dnia. Wracając przez Ijsfjorden miałem okazję usłyszeć jedną z najbardziej mrocznych opowieści ze Svalbardu, a mianowicie – The Swedish House Story. Naprawdę polecam poświęcić kilka minut na lekturę oraz filmik z YT.

The Svenskehuset Tragedy was an event in the winter of 1872–73 where seventeen men died in an isolated house on Spitsbergen, Svalbard. The cause of death was long believed to be scurvy,but research done in 2008 has revealed that the men probably suffered lead poisoning. Svenskehuset is today preserved as a cultural heritage site.

Svenskehuset (the Swedish House) is the oldest house on Spitsbergen. The house was erected by the Swedes on Cape Thordsen in Isfjorden, and was intended to withstand the harsh conditions of the Svalbard winters.A group of Norwegian seal hunters were stuck on the island in the autumn of 1872.[2] They sought out the Finland-Swedish explorer Adolf Erik Nordenskiöld, who at the time was conducting an expedition in the area, for assistance. Nordenskiöld did not have the resources to accommodate all the hunters, so it was agreed that a number of the men would make their way to Svenskehuset, where they knew there would be food, coal and equipment. Seventeen men without families were selected, and on 14 October 1872 they set out for Svenskehuset in row boats. The journey was 350 km (220 mi), and it took the crew seven days to get to their destination.

Next summer a Norwegian ship, led by Fritz Mack from Tromsø, left Norway to rescue the stranded men. Outside the house they found five dead bodies wrapped in a tarpaulin. On the door, which was locked from the inside, there was a sign with a warning not to enter. Inside there were dead bodies scattered in chairs, on beds and on the floor. All together the expedition found fifteen bodies, which were taken out and buried in their beds. Two more bodies were discovered by a group of researchers a few years later. One of the sealers, Karl Albertsen, had kept a diary during his stay in the house. The diary told that a man named Hans Hansen had been the first to die, in November. By Christmas everyone in the house was ill. The last diary entry was written on 19 April. It is assumed that Albertsen was the penultimate man to die.

https://youtu.be/nHjg5yGc7J8

Płynąc dalej… 🙂

Tak, to był niedźwiedź polarny, miałem więc mnóstwo szczęścia, bo mimo, że z oddali, to mało kto ma szansę tak naprawdę zobaczyć króla Arktyki w swoim naturalnym środowisku. Niedźwiedź wg przewodnika miał około 3-4 lat, w dobrej kondycji. Dobrze widoczny na zielonym tle 🙂

Cała wycieczka trwała około 10 godzin i była naprawdę warta swej ceny. Wieczorem z uwagi na zaległości senne dość szybko odleciałem.

Dzień 3.

W planie za 680 NOK trekking po okolicznych górach, docelowo na szczyt Trollsteinen z przewodnikiem, naszej 10 – osobowej grupie przypadła uzbrojona pani przewodnik.

Bajeczna pogoda przez cały dzień i co za tym idzie piękne widoki. Wycieczka trwała około 6 godzin. Po drodze widoczne renifery, część szlaku wiodła przez lodowiec. Na szczycie poczęstunek (kanapka/herbata w cenie).Wycieczka do przejścia dla każdego, chwilami wymagająca nieco lepszej kondycji. Po trekkingu szklaneczka whisky (już nie chce wiedzieć ile kosztowała) w najbardziej wysuniętym na północ pubie świata – Karls-Berger Pub. Pod wieczór powrót na camping.

Dzień 4.

Jedyny dzień, w którym nie miałem zaplanowane nic konkretnego, a pogoda się do tego niejako ustosunkowała, cały dzień bowiem padał deszcz. Odwiedziłem Svalbard Museum oraz skorzystałem za darmo z internetu w bibliotece w Longyernbyen. Do tego wizyta w miejscowych sklepach z pamiątkami, ale bardziej jako ciekawostka. Resztę dnia czas umilała mi książka w namiocie oraz MP3.

Dzień 5.

Miałem pewne wahania, ale ostatecznie zdecydowałem się na kolejny rejs – tym razem do Barentsburga, kolejnej rosyjskiej osady, ale nie opuszczonej, zamieszkałej przez około 500 osób. Wycieczka była nieznacznie tańsza niż ta do Piramidy. Odległość z Longyerbyen do Barentsburga to 55 km, do Piramidy – 60km.Na statku jak wszędzie na Spitsbergenie międzynarodowe towarzystwo, w tym także Polacy. Z uwagi na znacznie gorszą pogodę niż podczas rejsu do Piramidy, większość turystów rejs spędziła się w środku, mi specjalnie lekki, ale marznący deszcz nie przeszkadzał.

W Barentsburgu przejmuje nas pani przewodnik i oprowadza po większości zabudowań, analogicznie do pierwszego rejsu, trochę wspólnie, trochę na własną rękę. Jak dla mnie idealnie. Miasteczko samo w sobie dość ponure, ale i tak trzeba podziwiać tych mieszkających niemalże na krańcu świata. Dla tych, co nie wiedzą: od listopada do marca na całym archipelagu jest ciemno 24/h.

Dzień 6.

O 9.00 wylot do Oslo, a na Gardemoen dwie godziny do kolejnego lotu do Warszawy.Była to dla mnie niesamowita wyprawa i wielokrotnie wracam do niej myślami. Z uwagi na dość łatwy dostęp drogą lotniczą – polecam każdemu, kto nie lubi zgiełku, a ceni sobie piękno północy.

* * *

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.