Najnowsza książka

Z wiosłem i wiatrem.
Kajakiem po wodach północy.

Kup książkę

ZB-Szwoch.pl - Mój pamiętnik z wypraw

Witam w moim miejscu na świecie! Znajdziesz tu kilka spostrzeżeń, wspominek z wypraw i generalnie – mój punkt widzenia na podróże. Skoro już tu jesteś, to może akurat znajdziesz inspirację na swą własną :)

Lofoty kajakiem

20 lutego 2019 roku, dokładnie w dniu moich 33. urodzin, Wizz Air ogłosił uruchomienie połączenia lotniczego z Gdańska do Bodo. Oczywiste więc dla mnie było, że niczym z nieba spadła możliwość przeniesienia się z własnego mieszkania, w kilka godzin, do samego serca Lofotów. Lot z Gdańska trwa niewiele ponad 2 h, a prom z Bodo do Moskenes, to niecałe 4. Mimo, iż pewien plan na archipelag kiełkował u mnie w głowie od pewnego czasu, to decyzja o kupieniu biletów zapadła dzień przed lotem, gdyż najprościej w świecie, okazało się, że resztę tygodnia mogę mieć wolną od pracy. Ot, pełen spontan i taki też urok mojej branży. W związku z bukowaniem z dnia na dzień, bilety nie były oczywiście najtańsze, tym bardziej, że miałem ze sobą 32 kg bagażu, z czego ponad połowa to kajak.

Gdańsk na parę dni opuszczam z ulgą – podczas epicentrum czerwcowych upałów. W Bodo o 25 stopni mniej (czyli 6-8), więc zaraz po wyjściu z lotniska ubieram kurtkę i długie spodnie. Lokalizuję w ponad połowie pełny kartusz gazowy, pozostawiony przez znajomego parę dni wcześniej. Mając 37 kg na plecach ruszam powoli do przystani promowej. Marsz zajmuje mi pół godziny. Bliskość trasy lotnisko – przystań promowa – dworzec kolejowy – hostel (opcjonalnie) znacznie ułatwia sprawę.

Koszt przeprawy w 1 stronę do Moskenes to 227 NOK, na promie na oko niemalże połowa to Polacy. Większość nastawiona trekkingowo. Do Moskenes dopływamy o 22. Pierwsza noc na kempingu tuż obok przystani promowej.

Kemping w Moskenes w sezonie, który w czerwcu już na dobre się rozpoczyna, tętni życiem, na namioty nie ma więc zbyt wiele wolnego miejsca. Te lepsze są rzecz jasna zajęte. Jako, że jako pierwszy doczłapałem się na kemping i uiściłem opłatę (110 NOK/noc) w recepcji, nie było problemu z rozstawieniem mojego nowego nabytku- Husky Flame.

Nazajutrz lokalizuję możliwie najlepsze zejście do wody i czym prędzej ruszam, gdyż pogoda dopisuje. Kieruję się na wschód – w kierunku najbardziej fotogenicznej i znanej rybackiej osady na Lofotach – Reine.

Po drodze mijam widoczny na zdjęciu most i ujście do Djupfjorden. Niezmiernie się cieszę, że umiarkowany wiatr mam w plecy. Dalej po swojej lewej wyraźnie widzę będący w renowacji szlak na Reinebringen. Dane mi tu było być 8 lat wcześniej podczas swojej pierwszej wyprawy do Norwegii. Ile to się od tego czasu zdarzyło…:)

Do samego Reine dopływam w około 2 godziny. W samym “centrum” mijam rybackie chatki – rorbu oraz suszące się przy nich dorsze.

W pewnym momencie widzę, że z brzegu mam robioną niemalże mini – sesję :). Jako, że podczas samotnych podróży, te zdjęcia w kajaku mogę zliczyć na palcach dwóch rąk, to decyduję się dopłynąć do brzegu i poprosić dziewczyny, jak się okazało, z Finlandii, by podesłały mi zdjęcia, jeśli to możliwe. Chyba było warto…:)

Zrywa się porywisty wiatr (około 5 w skali Beauforta) i po sprawdzeniu dalszej prognozy nie mam złudzeń – tego dnia już nigdzie dalej kajakiem nie dopłynę. Płynąc na północ, czyli w głąb archipelagu miałbym wiatr dokładnie w dziób. Komplikuje mi to sprawę na tyle, że w Reine nie ma możliwości swobodnego kempingowania. Znajduję jednak pewne zabudowania znajdujące się w fazie daleko posuniętego rozkładu i tam też nocuje. Idę na krótki spacer po Reine.

Całe popołudnie leje i wieje. Z czystym sumieniem zaszywam się w śpiworze i czytam książkę (“Żony polarników” Kari Herbert). W papierowej wersji, rzecz jasna 🙂 Delikatnie uzupełniam płyny wysokoprocentowym trunkiem kupionym w wolnocłówce.

Rankiem się przejaśnia i przez pół dnia pogoda ma być na tyle sprzyjająca, by móc dopłynąć do Vinstadt. Mijam kilkusetmetrowe szczyty Navaren i Veinestinden. Nie wiedziałem, że za mini–wioską Tennes, mym oczom ukaże się piękny wodospad spadający niemalże wprost do Forsfjordu. Przyznaję szczerze, że szczęka mi lekko opadła, nawet po tylu wizytach w Norwegii. Zdjęcia nie do końca oddają majestat wodospadu i okolicy.

Do Vinstadt w sezonie, jak i poza nim regularnie kursują łodzie z Reine. Turystów kuszą piękne plaże Lofotów, znajdujące się po północnej stronie archipelagu. Moim nieśmiałym planem było dotarcie do pierwszej z nich – Bunes wraz z kajakiem i dopłynięcie do kolejnej znajdującej się nieopodal – Horseid. Nic z tego jednak nie wyszło.

Niewiele jest dni w roku, gdy Morze Norweskie uspokaja się na tyle, bym swoim dmuchańcem mógł spokojnie się zwodować i popłynąć wzdłuż wybrzeża. Oczywiście co innego, mając kajak sportowy, fartuchy i suchy kombinezon. Tu, podczas krótkiego, spontanicznego wypadu, trzeba było znaleźć złoty środek. Nie miałem aż tyle szczęścia.

Sama plaża jednak zachwyca, tak jak i inne plaże północy. Dzikie, bezludne i niełatwo dostępne. Dotarcie do plaży Bunes zajmuje z Vinstadt około pół godziny.

Na plaży widać kilka kempingujących grupek. Piękna sprawa. Zataczam krąg wokół plaży. Myślę, że jeszcze kiedyś tu wrócę.

Wracam do Vinstadt, wioska jest niezwykle urokliwa, dostępna wyłącznie drogą morską, a więc dość mocno odizolowana. Przy przystani można skorzystać z toalety, a gdy jest obsługa – otwarta jest nawet mini-kawiarnia.

Ruszam kajakiem dalej, w kolejną odnogę – Kjerkfjorden. Z wioski o nieznacznie różniącej się nazwie – Kirkefjorden, nieco większej niż Vinstad, zaczyna się 5-kilometrowy szlak na plażę Horseid. Już przy dopływaniu do brzegu zaczyna jednak padać i w trakcie rekonesansu terenów przybrzeżnych, opady się wzmagają. Decyduje się na pozostanie tu na noc. Mój nowy namiot przechodzi intensywny chrzest bojowy, opady są bowiem intensywne przez niemalże całą noc. Budzę się w małym jeziorze na zewnątrz, ale moja oaza wewnątrz namiotu pozostaje sucha.

Wraz z pierwszymi promieniami słońca, widoki już diametralnie inne.

Decyduję sie na powrót łodzią do Reine i wcześniejszy prom do Bodo celem podsuszenia wszystkich rzeczy, w tym przede wszystkim kajaka. Tym samym uniknąłem niepotrzebnych stresów wynikających z nadbagażu na lotnisku w Bodo. Ostatnią noc śpię w dobrze znanym mi hostelu, w którym przed rokiem kończyłem swoją wyprawę Ze wschodu na zachód północnej Norwegii.

Lofoty ponownie pokazały mi swe piękno, ale i pazur. Cieszę się z udostępnionych mi okien pogodowych i realizacji części zamierzonego planu. A czy tam wrócę? To pytanie retoryczne 🙂

* * *

5 odpowiedzi na “Lofoty kajakiem”

  1. Ella pisze:

    Takie krótkie wyprawy na spontanie mają swój urok. A że nie zawsze uda się zrealizować planu, no cóż….Chyba po to, żeby jeszcze tam wrócić. Powodzenia !

  2. Ewa pisze:

    Zachwycający archipelag! Mam bilety do Bodo na początek września. Cel-Lofoty. Oczywiście nie zobaczę ich z tak cudnej perspektywy, ale zawsze. Podziwiam Twoje wyprawy! Powodzenia w nowych wojażach.

    • Zbyszek pisze:

      Wielkie dzięki za miłe słowa.Ciężko o lepszą zachętę do pisania relacji z kolejnych wojaży 🙂 Jeśli miałabyś jakieś pytania o Lofoty – śmiało.pozdrawiam

  3. Fly12312 pisze:

    Jak zwykle świetna wyprawa i ekstra zdjęcia, nic tylko przenieś się na koło podbiegunowe. Moje Lofoty w tym roku nie wyszły ale mam nadzieję że w przyszłym się uda. Pozdrawiam

Skomentuj Zbyszek Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.